Kłamiemy częściej, niż nam się wydaje. Czasem nieświadomie, innym razem z pełną premedytacją – zmieniamy fakty, koloryzujemy rzeczywistość, ukrywamy prawdę. Dlaczego kłamiemy? Bo chcemy wypaść lepiej, uniknąć konfliktu, ochronić siebie lub innych. Kłamstwo stało się nieodłącznym elementem naszych codziennych interakcji. W tym wpisie przyglądam się, jak często mijamy się z prawdą i co nami wtedy kieruje.
Dlaczego kłamiemy? Kłamstwo w codziennej wersji light
Nie trzeba wielkich afer, żeby kłamać. Czasem wystarczy zwykłe: „wszystko w porządku”, wypowiedziane ze sztucznym uśmiechem, choć wewnątrz wszystko się wali. Mówimy „już wychodzę”, mimo że jeszcze siedzimy w pidżamie, scrollując telefon. Obiecujemy, że „oddzwonimy za chwilę”, wiedząc, że raczej tego nie zrobimy.
To właśnie codzienne, drobne kłamstewka – z pozoru niewinne, uznane za „społecznie akceptowalne”. Używamy ich, żeby nie tłumaczyć się z emocji, by uniknąć nieprzyjemnej rozmowy, by nie robić komuś przykrości, albo po prostu – by mieć święty spokój.
„Oszukiwanie innych stanowi istotny element codziennych interakcji społecznych” – pisze Aldert Vrij w książce Wykrywanie kłamstw i oszukiwania. I choć brzmi to brutalnie, trudno się z tym nie zgodzić. Kłamiemy niemal codziennie – czasem z pełną premedytacją, innym razem zupełnie nieświadomie. Półprawdy, przemilczenia, drobne przekłamania – to nasza codzienność. Ale dlaczego kłamiemy? Co nami kieruje i czy naprawdę jesteśmy tak szczerzy, jak nam się wydaje?
Tu coś pominiemy, tam odrobinę podkoloryzujemy, gdzie indziej zmienimy szczegół, który „nikomu nie zaszkodzi”. Takie kłamstewka traktujemy jako niewinne – przecież każdy tak robi. Są jak element komunikacyjnego autopilota – wygodne, szybkie, czasem nawet „grzeczne”. Ale warto się zastanowić, ile z tego to naprawdę niewinność, a ile unikanie autentyczności. Bo nawet te „lightowe” kłamstewka potrafią oddalać nas od siebie nawzajem – po cichu, ale skutecznie.
Ukryta motywacja za codziennym oszukiwaniem
Zazwyczaj kłamiemy po to, by coś zyskać, uniknąć kary lub odrzucenia ze strony innych. Chcemy wypaść lepiej – jako osoby bardziej zaradne, zorganizowane, zamożne. Świadomie tworzymy różne historie, by ukryć prawdę, która – w naszym odczuciu – mogłaby nam zaszkodzić. To, czy sięgamy po kłamstwo, zależy od celu, który chcemy osiągnąć, i od sytuacji, w której się znajdujemy.
I tak, mąż, który wraca późno do domu, może powiedzieć, że utknął w korkach, choć w rzeczywistości po prostu wolał zostać dłużej w pracy. Może jego małżeństwo nie układa się tak, jakby tego chciał, a trudno jest mu przyznać się do tego przed żoną. Dziecko, które marzy o wolnym popołudniu, na pytanie rodziców: „Odrabiałeś lekcje?” odpowie: „Dziś nic nie było zadane” lub „Tak, już wszystko zrobiłam”, choć prawda jest zupełnie inna.
Spotykając znajomą ze szkolnych lat, możesz udawać miłe zaskoczenie, rzucić kilka komplementów na temat jej figury czy stroju – choć w głębi duszy najchętniej ominęłabyś ją z daleka. Na randce też często gramy – staramy się wypaść jak najlepiej, zamiast pokazać swoje prawdziwe oblicze. Nie wspomnisz, że lubisz chrząkać przy jedzeniu albo że zdarza Ci się bekać przy stole – wiesz, że to mogłoby zostać źle odebrane. Raczej wypinasz pierś, wciągasz brzuch i opowiadasz o swoich zaletach, zapominając, że masz też jakieś wady. Tak samo zresztą robi druga strona.
Córka, która chce wyjść do kina, może zawyżyć cenę biletu, tylko po to, by starczyło jej jeszcze na przekąski lub coś, na co rodzice z pewnością nie daliby pieniędzy.

czytaj tez:
Dlaczego kłamiemy? Kłamstwo jako element gry społecznej
Codzienność często zmusza nas do oszukiwania, mimo że większość z nas uważa kłamstwo za coś nieakceptowalnego i wręcz obrzydliwego. Okłamywanie przychodzi nam jednak dość łatwo, zwłaszcza wtedy, gdy mamy do czynienia z osobami, z którymi nie łączą nas bliskie relacje.
Wyobraź sobie rozmowę kwalifikacyjną – naturalne jest, że chcesz pokazać się jako osoba odpowiedzialna i zrównoważona, choć w rzeczywistości lubisz czasem zaszaleć do białego rana. Przebywając w określonym towarzystwie, staramy się dostosować, nawet jeśli nasze własne zasady różnią się od tych panujących w grupie. Nie zawsze mówimy to, co naprawdę czujemy czy myślimy, bo wiemy, że niektóre wypowiedzi mogłyby zostać źle odebrane.
Nie powiemy przyszłemu szefowi: „Lubię się wylegiwać przed telewizorem i popijać piwko”. Na imprezie też raczej nie zaczniemy opowiadać o swoich problemach osobistych, odpowiadając koledze na pytanie: „Co tam u Ciebie?”. Takie szczere wyznania mogłyby wprowadzić rozmówcę w zakłopotanie – zwłaszcza gdyby miały dotyczyć np. zdrady w związku czy innych trudnych spraw.
Na randce wciągamy brzuch, podkreślamy tylko swoje zalety i ukrywamy drobne niedoskonałości. W pracy udajemy opanowanych i zrównoważonych, choć w środku może nami trząść stres i niepewność. Dostosowujemy się do kontekstu i oczekiwań innych, bo wiemy, że nie zawsze mówienie całej prawdy jest bezpieczne czy mile widziane.
Nie odsłaniamy się całkowicie, by nie zostać źle ocenionymi – czy to przez szefa, sąsiada, czy znajomego na imprezie. Kłamstwo często staje się strategią przetrwania w społecznych relacjach. Czasem jest to po prostu sposób na zdobycie akceptacji i utrzymanie harmonii. W tej grze, prawda bywa często zakrzywiana, by lepiej wpisać się w oczekiwania otoczenia.
Kłamstwa w relacjach: pozory, które mają się dobrze
W relacjach najczęściej kłamiemy „dla świętego spokoju”. Nie chcemy ranić, wywoływać konfliktów, komplikować codzienności. Mówimy, że wszystko w porządku, choć coś boli. Że nie jesteśmy źli, choć w środku aż się gotuje. Że nie mamy pretensji, choć nosimy je tygodniami.
Kłamanie czasem bywa potrzebne, aby utrzymać dobre relacje z innymi. Na przykład sąsiad kupił nowy samochód – o takim samym marzyłeś od dawna. Gniew i zazdrość zżerają cię od środka, ale nie okazujesz tego na zewnątrz. Starasz się zachować spokój, z uśmiechem gratulujesz mu zakupu i chwalisz jego decyzję.
Nie powiesz też gospodyni, że przygotowany przez nią posiłek ci nie smakuje, bo mogłaby poczuć się urażona i więcej cię nie zaprosić. Zazwyczaj chwalimy, choć naprawdę nie jest tak dobrze, jak mówimy.
Kiedy żona pyta, jak wygląda w nowej sukience, jeśli nie chcesz jej zranić, powiesz, że wygląda uroczo – nawet jeśli nie jest to do końca prawda. Komplementujemy innych, mimo że wiemy, iż nasze słowa nie zawsze oddają rzeczywistość. Mimo to chwalimy nową fryzurę sąsiadki, choć wygląda, jakby ptak zrobił na jej głowie gniazdo.
Dlaczego kłamiemy? Od obrony do manipulacji
Kiedy w grę wchodzą pieniądze, status, zaufanie albo władza – kłamstwo przestaje być przypadkiem, a staje się narzędziem. To już nie są niewinne „białe kłamstewka”. Tu zaczyna się gra. Z premedytacją pomijamy fakty, wyolbrzymiamy lub zatajamy, podkręcamy emocje, wywieramy wpływ na innych.
Czasem robimy to, żeby się ochronić, ale często – żeby coś uzyskać: lepszą pozycję, uwagę, podziw, kontrolę. Świadome kłamanie to już nie reakcja obronna, ale strategia działania. A im częściej po nią sięgamy, tym łatwiej zaciera się granica między tym, co prawdziwe, a tym, co wykreowane.
Kłamstwo tego rodzaju może działać chwilowo. Przynosi efekt – bo ktoś uwierzy, da się przekonać, ulegnie. Ale w dłuższej perspektywie zaczyna działać jak toksyna – niszczy relacje, osłabia więzi, tworzy dystans. Zaufanie, raz nadszarpnięte, bardzo trudno odbudować. A w świecie, gdzie coraz więcej komunikujemy słowem, obrazem i emocją – autentyczność staje się wartością nie do przecenienia.
Im częściej manipulujemy, tym trudniej później pokazać prawdę. Bo trzeba się zmierzyć nie tylko z tym, co ukrywaliśmy – ale też z tym, kim się staliśmy, budując siebie na kłamstwie.
Dlaczego kłamiemy? Mechanizm, który chroni ego
Kłamstwo często nie jest świadomym wyborem, ale instynktowną reakcją obronną. Chroni nasze ego – czyli obraz siebie, jaki chcemy zachować wobec innych, ale też wobec samych siebie. Gdy coś nam nie wychodzi, gdy czujemy się słabi, niekompetentni lub zawstydzeni – pojawia się pokusa, by nagiąć rzeczywistość. Trochę ubarwić, trochę przemilczeć. Po to, by nie poczuć się gorszym.
To mechanizm, który pozwala nam „zachować twarz”. Zatuszować błędy, złagodzić porażki, podrasować wizerunek. Zwłaszcza wtedy, gdy czujemy, że prawda mogłaby nas zbyt mocno zranić – albo odsłonić coś, czego w sobie nie akceptujemy. Kłamstwo staje się zbroją, za którą chowamy własną kruchość, lęk i niepewność.
Zdarza się, że mijamy się z prawdą nie dlatego, że chcemy kogoś skrzywdzić – ale dlatego, że sami nie chcemy poczuć się słabi, ocenieni, odrzuceni. Ukrywamy błędy, bo boimy się krytyki. Koloryzujemy sukcesy, bo pragniemy uznania. Mówimy „to nic takiego”, choć w środku wszystko nas boli – bo nie chcemy wyjść na „problematycznych”.
Nie zawsze kłamiemy z wyrachowania. Częściej – z lęku. Lęku przed odrzuceniem, oceną, krytyką. Kłamiemy, bo nie chcemy wyjść na słabych, nieporadnych, zbyt emocjonalnych. Bo chcemy być lubiani, akceptowani, szanowani. Bo zależy nam, by dobrze wypaść – choćby kosztem prawdy.
Problem pojawia się wtedy, gdy to, co miało nas chronić, zaczyna nas oddalać – od innych i od samych siebie. Gdy z drobnych kłamstw robimy strategię życia. Bo choć w krótkiej perspektywie kłamstwo przynosi ulgę, to w dłuższej – odbiera autentyczność, zaufanie i spokój wewnętrzny.
Im bardziej opieramy swój wizerunek na iluzji, tym mniej w nim miejsca na prawdziwą bliskość. A nasze ego – choć świetnie się broni – gdzieś w głębi i tak wie, co jest prawdą.
Różnice między kobietami a mężczyznami
Mężczyźni częściej posługują się kłamstwami, które służą im samym – podnoszą ich wartość w oczach innych, poprawiają wizerunek, budują poczucie siły czy pewności siebie. To kłamstwa, które mają wywołać podziw, zaznaczyć status, pokazać przewagę.
Kobiety natomiast częściej stosują kłamstwa „relacyjne” – zorientowane na drugą osobę. Wynika to nie tylko z temperamentu, ale także z uwarunkowań społecznych. Od najmłodszych lat uczy się je, by były grzeczne, spokojne, by „ładnie mówiły” i nie sprawiały kłopotu. Mają być taktowne, uprzejme, delikatne – nawet kosztem własnej szczerości.
Dlatego kobiece kłamstwa często pełnią funkcję „uspokajającą”: łagodzą napięcia, poprawiają nastrój rozmówcy, ukrywają niewygodne prawdy. Chwalą, przemilczają, upraszczają – wszystko po to, by nie ranić, nie zawstydzać, nie sprawiać przykrości. Jak pokazują badania, kobiety częściej unikają mówienia rzeczy, które mogłyby zranić innych, nawet jeśli oznacza to lekkie nagięcie prawdy.
Oba typy kłamstw mają swoje źródła w potrzebach psychicznych – ale też w tym, czego uczy nas społeczeństwo. Jedni kłamią, by lepiej wypaść. Inni – by nie zranić. Ale kłamstwo, nawet najbardziej „taktowne”, zawsze niesie konsekwencje.
Jesteśmy hipokrytami? Może raczej – ludźmi
Kłamstwo budzi w nas odrazę. Publicznie się od niego dystansujemy, moralizujemy, oburzamy się na cudzą nieszczerość. Ale w codziennym życiu? Kłamiemy częściej, niż chcielibyśmy przyznać – czasem nieświadomie, czasem w dobrej wierze, czasem po prostu z przyzwyczajenia.
To niekoniecznie hipokryzja. Może raczej dowód na to, jak bardzo jesteśmy ludzcy – pełni sprzeczności, emocji, lęku przed oceną. Kłamstwa bywają naszym sposobem na radzenie sobie z rzeczywistością, na ochronę siebie lub innych, na zachowanie spokoju, relacji, twarzy.
Może więc warto nie tylko oceniać, ale zatrzymać się i zrozumieć. Bo świadomość własnych mechanizmów nie tylko nas nie osłabia – ona pozwala nam stawać się bardziej autentycznymi. A od tego już tylko krok do głębszego zaufania – do siebie i do innych.
Czy jesteśmy dobrzy w kłamaniu?
W teorii wielu z nas uważa się za całkiem sprawnych kłamców. W praktyce – to już zupełnie inna historia. Dobre kłamstwo wymaga nie tylko wyobraźni, ale i precyzji. Trzeba zapamiętać, co się powiedziało, komu, kiedy i w jakim kontekście. Trzeba kontrolować mimikę, mowę ciała, ton głosu, a przede wszystkim – emocje. Kłamstwo musi być spójne z całą naszą komunikacją, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
To wyczerpujące. A nasz mózg, choć potrafi wiele, zdecydowanie woli prostsze rozwiązania – a prawda taka właśnie jest: ekonomiczna, nieskomplikowana, mniej obciążająca. Dlatego z czasem wiele kłamstw po prostu się sypie. Gubimy się w szczegółach, mylimy wersje, coś „nie pasuje”. I nawet jeśli otoczenie nie mówi tego głośno – często czuje, że coś jest nie tak. Bo przeczuć nie da się oszukać. A niespójność, choć trudna do uchwycenia słowami, zostawia po sobie ślad – w emocjach, w atmosferze, w zaufaniu.
Kłamać skutecznie to trudna sztuka. Prawda – choć czasem niewygodna – bywa po prostu… lżejsza.
Dlaczego kłamiemy? A co by się stało, gdybyśmy przestali?
Wyobraź sobie jeden dzień bez żadnych kłamstw.
Bez „wszystko w porządku”, gdy w środku aż się gotuje.
Bez „smakuje świetnie”, gdy ledwo przełykasz pierwszy kęs.
Bez „już wychodzę”, kiedy właśnie dopijasz kawę w pidżamie.
Taki dzień byłby wyzwaniem. Prawdopodobnie kogoś byśmy urazili. Może kogoś zaskoczyli zbytnią szczerością. Może musielibyśmy powiedzieć: „Nie mam siły dziś rozmawiać” zamiast udawać entuzjazm. Ale… może właśnie dzięki temu poczulibyśmy się lżej? Prawdziwiej?
Autentyczność – nawet jeśli nieporadna czy niewygodna – bywa uwalniająca. Bo kiedy nie gramy, nie trzeba niczego pamiętać, nie trzeba się pilnować. A druga osoba, słysząc prawdę, może wreszcie poczuć się bezpiecznie – i odpowiedzieć tym samym.
Może więc nie chodzi o to, by nigdy nie kłamać. Ale by przestać traktować kłamstwo jak domyślny język codzienności. I częściej, choćby nieidealnie, wybierać prawdę.